Cześć kobitki! Jedna z moich pierwszych babć w "karierze" opiekunki była osobą leżącą. Pamiętam jak przeraziła mnie informacja, że babcia ma odleżyny. Niby nic takiego, a dla mnie to było istne wyzwanie-nie wiedziałam jak się z tym obchodzić, no wiecie jak to pierwszaczek :) No ale pojechałam. I to nawet "ubezpieczona"- wzięlam ze soba maść, która poleciła mi moja mama. Zawsze stosowała ją na tego typu rzeczy, jak odparzenia i jakies drobne zmiany skórne. Teraz wiem, że takie rzeczy nie leżą w gestii opiekunki, ale naprawdę chciałam się wykazać i sprawdzić sama przed sobą. Byłam u tej babci przez 2 miesiące, a juz po 3 tygodniach po odleżynach nie było śladu. Rozmawiałam potem z lekarzem, który się ta babcia zajmował i był pod dużym wrażeniem, że w takim krótkim czasie wszytsko zniknęło. Poprzednie opiekunki cały czas borykały się z odlezynami u tej pani, a u mnie- jak u zawodowca- ani śladu po odlezynach! Ach, jak byłam z siebie dumna! :) Niestety, nie pamiętam, jak ta maść się nazywała, ale warto było się postarać, "dać coś od siebie" żeby pomóc kobiecie. Może powiedzie, że nie ma sensu się tak przejmowac pacjentami. Dla mnie jednak ma.. :)